2. BJD: plastikowe zabawki czy żywiczne dzieła sztuki?

Na wstępie chciałabym podziękować za tak pozytywne przyjęcie mojego pierwszego wpisu. Zawsze bardzo cieszę się, ilekroć mogę poznać innych kolekcjonerów (Internet to jednak wspaniały wynalazek) i razem z nimi dzielić radości tego hobby.

Dzisiaj spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czym tak właściwie są BJD, i jednocześnie obalić parę związanych z nimi mitów. Zapraszam!

Po lewej: Snake Demon od Miracle Doll. Po prawej: Carey i Gary od Dream Valley.

BJD to wywodzące się z Azji lalki odlewane z żywicy, która wbrew pozorom nie ma niczego wspólnego z żywicą drzewną. Posiada jedynie podobne właściwości - idealnie spaja i jest odporna na uszkodzenia i pęknięcia, dlatego z powodzeniem wykorzystuje się ją zarówno w przemyśle budowlanym, jak i w sztuce, szczególnie rzeźbiarstwie. Jest bardzo wysokiej jakości materiałem syntetycznym, który nie przypomina typowego plastiku - jest ciężka, zwarta i bardzo przyjemna w dotyku. Do odlewu lalek używa się różnych rodzajów żywic, najczęściej poliuretanowej, ale o tym, czym się one między sobą różnią i jak je rozpoznać, porozmawiamy innym razem. Każdy producent sam wybiera dostawcę swojej żywicy i najczęściej samodzielnie również ją miesza, co ma istotny wpływ na końcową jakość produktu, a w niektórych przypadkach może nawet stać się znakiem rozpoznawczym konkretnej firmy.

Zanim jednak przystępujemy do odlewania lalki, musimy wiedzieć, co tak właściwie mamy stworzyć. Pomysł na każdą z dostępnych na rynku lalek zrodził się najpierw w głowie artysty, który opracował jej design, a potem własnoręcznie wykonał prototyp. Należy tutaj wspomnieć, że każda istniejąca na rynku firma posiada całkowicie autorski system jointów i stworzenie prototypu dobrze pozującego humanoidalnego kawałka żywicy wymaga nie tylko wiedzy, ale również wielu lat ciężkiej pracy. Wszystko musi być wyważone i proporcjonalne, ponieważ lalka powinna móc nie tylko samodzielnie stać, ale również utrzymać pozycję, w której została ustawiona. Z tego też powodu wszystkie jej elementy są w środku połączone specjalnym systemem gum i haków (potocznie nazywanym stringowaniem), które mają za zadanie zarówno zespolić i utrzymać ze sobą poszczególne części ciała, jak również umożliwiać ich swobodne ustawianie. Dobrze zaprojektowana i zestringowana lalka nie ma prawa nas "uderzyć" czy "kopnąć", a zgięte elementy nie powinny łatwo powracać na pierwotne miejsce.

Kiedy wszystko jest już gotowe, można przystąpić do odlewów. Artyści ptototypujący poszczególne modele (zarówno ciał, jak i głów) sprzedają efekty swojej pracy firmom artystycznym zajmującym się wytwarzaniem lalek i ich dalszą dystrybucją. Każdy element lalki po odlaniu jest wykańczany ręcznie i malowany (jeżeli klient sobie tego życzy) przez artystów pracujących w danej firmie. Zwieńczeniem pracy jest nadanie jej indywidualnego numeru seryjnego (najczęściej w formie plakietki umieszczanej z tyłu głowy), dołączenie certyfikatu autentyczności (na której również znajduje się wspomniany wyżej numer), zapakowanie jej w ozdobne pudełko i wysłanie do przyszłego właściciela. Czas stworzenia i wykończenia lalki zależy od wielu czynników - zwykle jednak od momentu złożenia zamówienia do otrzymania naszego żywicznego cuda mija parę miesięcy.

Tworzenie prorotypu. Moon Dragon autorstwa Katzen Von Sterling.

Praca nad systemem jointów autorstwa Bianki Winderlich. Więcej zdjęć zobaczycie na jej fanpage'u: https://www.facebook.com/SuicidollZ-2366344366938662/

Huang Shan z firmy Ringdoll podczas tworzenia prototypu.

Jednakże główną cechą i jednocześnie największą zaletą BJD jest fakt, że są to lalki kupowane na lata. Można customizować je we właściwie dowolny sposób i bardzo chętnie kupują je na przykład ludzie piszący książki, którzy pragną zwizualizować sobie wymyślonych przez siebie bohaterów. W lalce możemy zmienić praktycznie wszystko. Ponieważ jej głowa i tułów nie są stale do siebie przytwierdzone, możemy je między sobą wymieniać i w efekcie posiadać jedno uniwersalne ciało dla wielu głów. Bardziej wprawni kolekcjonerzy mogą również zestringować lalkę pod własne gusta (jeżeli sądzą, że jest ona związana zbyt słabo lub zmyt mocno), a nawet modyfikować samą żywicę. BJD w każdej chwili można rozłożyć i umyć, a także zmyć jej malowanie (face-up i/lub body blushing) i nałożyć własne. Można wymienić jej też oczy, rzęsy i włosy. W efekcie jedna lalka w czasie całego swojego "życia" może zmieniać wygląd tak często, jak często życzy sobie tego jej właściciel. Firmy produkujące BJD mają zazwyczaj w ofercie fullsety dla swoich modeli, co oznacza, że za dodatkową opłatą możemy otrzymać malowanie, wig (perukę) i ubrania ze zdjęć promocyjnych. Jeżeli się na to nie zdecydujemy, zawsze mamy do wyboru mnóstwo miejsc oferujących własne akcesoria lub możemy zamówić ich wykonanie u artystów reklamujących swoje usługi w sieci. Wielu kolekcjonerów samodzielnie wykańcza lalki, od malowania począwszy, na ubraniach skończywszy - dla niektórych to właśnie zdecydowanie się na BJD bywa impulsem do nauki w tych dziedzinach.

Myślę, że po przeczytaniu powyższych akapitów nikt nie będzie kwestionował tezy, że BJD to dzieła sztuki i przyrównywanie ich do lalek Barbie lub innych masowo produkowanych zabawek jest dowodem zwyczajnej ignorancji. Zresztą na niekorzyść BJD w tej roli przemawia materiał, z którego są wykonane. Żywica jest nie tylko mocna, ale również krucha i nieodpowiednie obchodzenie się z lalką może skutkować złamaniem się jej delikatniejszych elementów, na przykład palców. Jest też toksyczna i przypadkowe połknięcie takiego ukruszonego elementu przez dziecko mogłoby nie skończyć się dobrze. Jeśli więc już dajemy naszą lalkę do potrzymania kilkulatkowi, powinniśmy czynić to przy zachowaniu należytych środków ostrożności.

Należałoby zatem zadać ostatnie, ale najważniejsze chyba pytanie:

Czy tymi lalkami można się bawić?

Moja odpowiedź brzmi: tak. Ktoś może mruknąć sobie teraz pod nosem: Ale jak to? Przecież to dzieła sztuki, one są tylko do postawienia i podziwiania!. I rzeczywiście, są kolekcjonerzy, dla których posiadanie BJD polega na wstawieniu ich za szybę lub nawet trzymaniu w pudle w obawie przed zniszczeniem. Nie ma w tym nic złego, bo każdy ma prawo przeżywać bycie w tym hobby po swojemu, ale nie zmienia to faktu, że można bawić się nimi tak, jak bawi się typowymi zabawkami, i czerpać z tego taką samą przyjemność. Mam wrażenie, że jako dorośli ludzie często zapominamy o tym, jaką moc ma w sobie zabawa przedmiotem nieożywionym: pozornie bezsensowna i chyba dlatego tak bardzo nam potrzebna. Wielu kolekcjonerów lubi zabierać swoje lalki w plener, inscenizować z nimi scenki w roli głównej, tworzyć fotokomiksy z ich udziałem czy pisać o nich opowiadania. Lalki w sposób naturalny budzą w nas rodzicielskie odczucia i satysfakcję płynącą z opiekowania się czymś, więc nic dziwnego, że wielu kolekcjonerów dobrze czuje się, przebywając w ich towarzystwie. W końcu jako jedyne w swoim rodzaju "zabawki" pozwalają doświadczyć tego samego, czego doświadczają dzieci przytulające ukochane misie. Powstał nawet specjalny termin określający więź właściciela z lalką - bond (od angielskiego to bond, czyli "tworzyć więź"), ale o nim porozmawiamy sobie przy okazji innego wpisu.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak zapoznać Was z uroczymi chłopcami Ladicius (więcej jej zdjęć zobaczycie tutaj: https://www.instagram.com/hydranemone/?hl=pl), która jest autorką moich ulubionych lalkowych fotostory i jednocześnie udowadnia ogromny potencjał customizacyjny BJD.




Komentarze

  1. świetnie to opisałaś! teraz wszystko jasne- z pewnością to dzieło sztuki- ale takie otwarte na człowieka

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam chyba jakiś uraz do BJD, jednak intrygują mnie te lalki :) Myślę na razie nad recastem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem recasty nie są dobrym sposobem na wejście w to hobby. Na pewno poświęcę temu tematowi osobny wpis.

      Usuń
  3. lubię czytać posty pełne
    konkretnej wiedzy - zatem
    czekam na dalsze odcinki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

1. Historia Zippa, czyli o tym, dlaczego to hobby nie było dla mnie