1. Historia Zippa, czyli o tym, dlaczego to hobby nie było dla mnie

O istnieniu BJD dowiedziałam się przypadkiem. Któregoś dnia po prostu buszowałam po Internecie i przez przypadek natknęłam się na zdjęcia lalek przypominających małe dzieła sztuki. Byłam oczarowana i spędziłam długie godziny, podziwiając zdjęcia żywicznych elfów, centaurów i wampirzych arystokratów. Nie podejrzewałam nawet, że te lalki można malować i przebierać, nie wiedziałam też, czym jest ta mityczna żywica, z której zostały wykonane. Wiedziałam natomiast jedno: bardzo chciałam jakąś mieć. Zakochałam się bez reszty w lalkach istniejącej jeszcze wtedy firmy Dream of Doll i postanowiłam zacząć na jakąś oszczędzać. Domyślałam się bowiem, że cena takiego cuda na pewno wynosi więcej niż moje skromne dwadzieścia złotych kieszonkowego miesięcznie. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak wysoka. Nie podejrzewałam nawet, że te lalki są tak duże! Wiedziałam jedynie tyle, że muszę obejść się smakiem i na żadną nigdy mnie prawdopodobnie nie będzie stać. Nadal jednak pielęgnowałam w sercu miłość do ich nadzwyczajnego piękna i możecie jedynie wyobrazić sobie moją radość, kiedy przez przypadek poznałam kolekcjonującą je dziewczynę! Oczyma wyobraźni widziałam już naszą dozgonną przyjaźń i wspólne wypady w plener na lalkowe sesje fotograficzne. Świetnie nam się ze sobą rozmawiało, szczególnie że łączył nas jeszcze ogrom innych zainteresowań, ale kiedy temat zszedł na lalki, zachowanie mojej rozmówczyni zupełnie się zmieniło. Kiedy powiedziałam jej, że uwielbiam BJD i bardzo chciałabym w przyszłości jakąś posiadać, odpisała jedynie: To hobby jest bardzo drogie. Jesteś pewna, że będzie cię stać?. I to była ostatnia wiadomość, jaką od niej otrzymałam.

Luke i Ducan. Dwie lalki, które przywiodły mnie do tego hobby.

Później jeszcze parę razy próbowałam poznać jakiegoś kolekcjonera z Polski lub chociaż osobę, z którą mogłabym po prostu dzielić swój zachwyt, ale bardzo często spotykałam się ze ścianą. Raz spotkałam dziewczynę, która zadała mi pytanie podobne do powyższego, mimo że sama nie posiadała żadnej lalki. Kiedy odparłam, że znam cenę BJD i jestem pewna, że jak będę odkładać, to w końcu uda mi się jakąś kupić, wyśmiała mnie. W końcu i ja zwątpiłam. Pochodziłam z raczej biednejszej niż bogatszej rodziny i byłam przyzwyczajona do tego, że na wiele rzeczy zwyczajnie nie mogę sobie zwyczajnie pozwolić. Zapomniałam o lalkach i z biegiem lat poświęciłam się innym swoim zainteresowaniom. Jeżeli gdzieś widziałam zdjęcia BJD, to wolałam nawet na nie nie patrzeć, bo od razu przypominałam sobie, jaka śmieszna byłam, że pragnęłam jakąś mieć. Przecież to za wysokie progi na moje nogi.

Jednak dziesięć lat później wszystko się zmieniło.

Znowu przez przypadek natknęłam się na zdjęcia lalek, ale tym razem nie odwracałam wzroku. Ujrzałam Graya firmy Dollzone i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Miałam już pracę i chociaż mogłam pozwolić sobie na taki wydatek dopiero po paru miesiącach oszczędzania, był to plan zdecydowanie bardziej realny niż brak planu z czasów liceum. Myśli o Grayu były ze mną wszędzie. Nieustannie myślałam o jego czarująco bladej skórze, pięknych oczach, cudownie steampunkowym outficie. Miałam zamiar zakupić go w fullsecie i cieszyć się nim w pełnej okazałości. Szykowałam dla niego miejsce, wyobrażałam sobie, jak będę o niego dbać, i byłam pewna, że poznam dzięki niemu ogrom lalkowych przyjaciół, a nade wszystko - wreszcie stanę się częścią hobby, które przez tyle lat było dla mnie zwyczajnie niedostępne. Gray był absolutnie cudowny. Inspirował mnie tak bardzo, że chciałam na jego podstawie stworzyć nawet postać do pisanej przeze mnie książki. Zbierałam na niego przez pół roku i byłam autentycznie zdziwiona łatwością, z jaką mi to przyszło. Wcześniej nie potrafiłam oszczędzać i pieniądze nigdy się mnie nie trzymały, a tymczasem okazało się, że jest wiele rzeczy, których mogę sobie odmówić, i potrafię umiejętnie planować wydatki. Wszystko zapisywałam. Odkładałam każdy zaoszczędzony grosz. Jednego miesiąca więcej, a drugiego mniej, ale nie było takiego, w którym nie odłożyłabym nic. Zakupiłam sobie nawet specjalny słoik, w który wkładałam zaoszczędzone pieniądze. Jesteście więc zapewne w stanie wyobrazić sobie moją radość, gdy udało mi się uzbierać całość kwoty. Kiedy jednak nadszedł magiczny moment ostatecznego wyboru lalki, którą zamierzam przygarnąć, zawahałam się. Postanowiłam przejrzeć jeszcze raz ofertę pośrednika, z którego usług zamierzałam skorzystać, żeby upewnić się, że żaden inny model tak bardzo do mnie nie przemówi. Zupełnie jakby coś w głębi serca podpowiadało mi, żeby nie brać Graya. To było dziwne, bo przez ostatnie miesiące wszystkie moje myśli były wypełnione Grayem, ale mimo to postanowiłam posłuchać.

I przygarnęłam nikomu nie znany model o nazwie Domimi od firmy Loong Soul.

Gray - moja miłość. Domimi - coś, co potrzebowało miłości.

Domimi był najpaskudniejszą lalką, jaką kiedykolwiek widziałam. Autentycznie. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak coś, czego nigdy nie chciałabym sobie postawić na półce. Paskudny fullset, równie paskudny face-up, a do tego wielkie uszy, wystające zęby i ogon. Przy eterycznym Grayu Domimi posiadał grację worka kartofli i urok... też worka kartofli. Kiedy jednak przyjrzałam mu się bliżej, dostrzegłam w nim pewien urok. Uświadomiłam sobie również, że mimo że ten model został wypuszczony w 2013 roku (a więc na kilka lat przed moim zakupem), nikt go nie zamówił. Nie znalazłam też w sieci żadnych zdjęć tej lalki zrobionych przez jej właścicieli. Zupełnie jakby nigdy nie istniała i nikt jej nie miał. Zrobiło mi się przykro i to właśnie jej postanowiłam dać nowy dom. Nigdy wcześniej nie odczuwałam tylu emocji, klikając przycisk "ADD TO CART".

Trwał wtedy chiński Nowy Rok i firma nie mogła przyjąć mojego zamówienia od razu. Miałam wtedy niemiłe wrażenie, że coś jest nie tak. Intuicja po raz kolejny mnie nie zawiodła, bo pośrednik skontaktował się ze mną i powiadomił, że ten model od dawna nie jest już produkowany. Miałam wrażenie, że serce pęknie mi na pół, szczególnie że już oswoiłam się z myślą o przygarnięciu największego żywicznego paskudztwa świata, ale dowiedziałam się również, że firma zgodziła się wyprodukować dla mnie ostatnią myszkę. Myślę, że spory udział w tej decyzji miał fakt, że zapłaciłam od razu całość kwoty (wtedy nawet nie wiedziałam, że można takie rzeczy kupować w layawayu, a więc na raty), ale i tak byłam przeszczęśliwa. Nie pozostało mi wtedy nic innego, jak zamówić customowe malowanie lalki (ponieważ to ze zdjęć nie przypadło mi zbytnio do gustu) i umieszczenie w niej oczu przed wysyłką (drobnostka, ale ja nie byłam pewna, czy nawet to będę potrafiła gotowej lalce zrobić), a potem czekać. Czekać. I czekać...

Jeżeli ktoś sądzi, że oszczędzanie na BJD było najdłuższymi miesiącami mojego życia, to jest w błędzie. Te najdłuższe wypełnione były oczekiwaniem na kuriera, kompletowaniem akcesoriów i odkładaniem dodatkowych pieniędzy na opłaty celne. Wypełniało mnie wtedy równie dużo radości, co zmartwień. Intensywnie pogłębiałam swoją wiedzę i nawiązywałam kontakty z innymi kolekcjonerami, którzy bardzo cierpliwie dzielili się ze mną swoim doświadczeniem. Był to również moment, w którym po raz pierwszy przekonałam się, że to hobby nie jest czarno-białe. W polskim community nie zagrzałam miejsca. Z jednej strony dlatego, że denerwowała mnie jego tolerancja w temacie recastów (a więc nielegalnych odlewów oryginalnych lalek sprzedawanych za ułamek ceny) przy jednoczesnym traktowaniu ich jako temat tabu, a z drugiej pewnego rodzaju zamykanie się na osoby nowe w hobby i niedopuszczanie ich do głosu. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że ciągle rozmawiam z ludźmi, którzy wyznają wspomniane przeze mnie w pierwszym akapicie podejście Jesteś pewna, że możesz tu być?. To bolało, ale też nie było w stanie zagłuszyć mojego radosnego oczekiwania na przybycie nowego domownika.

Kurier w końcu nadszedł. I przyniósł mi wielkie pudło pełne nieprawdopodobnej ilości szczęścia.





Szczęście to nazwałam Zippete The Precious i przybyło do mnie w idealnym stanie, a także z parą brokatowych szklanych oczek w pięknym kolorze butelkowej zieleni (którą osobiście uwielbiam). To była miłość od pierwszego wejrzenia i ogromny zachwyt nad kunsztem wykonania tego małego dzieła sztuki. Każdy, nawet najdrobniejszy detal zdradzał ogromną ilość pracy i miłości włożonej w stworzenie lalki. Nigdy wcześniej nie miałam nawet możliwości potrzymania BJD, więc nie wiedziałam nawet, jak bardzo przyjemna w dotyku jest żywica. Nie sądziłam też, że Zipp będzie aż tak ciężki (do tej pory ledwo daję radę unieść go jedną ręką)! Mimo że zarówno jego twórcy, jak i pośrednik pochodzą z Chin, udało nam się rewelacyjnie porozumieć w kwestii malowania i makijaż mojej myszki wyszedł o wiele lepiej, niż sądziłam. Razem z nią otrzymałam dodatkowe haki do restringowania, certyfikat autentyczności i parę upominków od pośrednika. W pudle znalazły się również dodatkowe akcesoria, które pośrednik zebrał dla mnie z różnych sklepów. Spotkałam się z jego strony z naprawdę ogromną ilością serdeczności i bardzo mi pomógł, towarzysząc przez cały okres trwania transakcji, od momentu wyboru lalki aż do otrzymania przesyłki. Nigdy wcześniej nie zamawiałam znikąd tak drogocennego przedmiotu (ostatecznie zapłaciłam za Zippa prawie cztery tysiące złotych) i bardzo się denerwowałam, martwiąc się, że paczka zaginie albo zostanie uszkodzona w transporcie, ale na szczęście wszystko poszło dobrze i los zwrócił mi za stres z nawiązką.

Dzisiaj moi znajomi z hobby twierdzą, że Zipp ma u mnie jak u Pana Boga za piecem. Bardzo cieszę się, że dałam mu szansę i dostrzegłam potencjał tam, gdzie inni widzieli brzydotę, ponieważ jest najcudowniejszym kawałkiem żywicy na świecie. Zwykle siedzi u mnie na biurku i towarzyszy mi przy pracy i podczas grania w gry, a także jest pocieszeniem w trudnych chwilach i momentach zmagania się z nieuleczalną i niestety postępującą chorobą. Nauczyłam się, jak umiejętnie o niego dbać, jak robić proste modyfikacje (czego dowodem jest jego kolczyk w wardze) i jak ustawiać lalkę bez kołaczącej się gdzieś z tyłu głowy myśli: Tylko nie zepsuj, to przecież tyle kosztowało!. Przekonałam się, że żywica to bardzo trwały i mocny materiał, nabrałam odwagi w jej pozowaniu i zweryfikowałam wiele mrożących krew w żyłach informacji, które uzyskałam wcześniej od niektórych kolekcjonerów (np. że nie wolno ubierać lalki w ciemne ubrania). No i w końcu zmieniłam Zippowi oczy! Uwielbiam go ropieszczać i przez długi czas nie planowałam zakupu żadnej innej lalki, ale niedawno dorosłam do tego, żeby podarować mu towarzystwo i na poważniej wejść w piękny świat BJD, czego efektem jest ten blog. Kieruję go do każdego, kto podobnie jak ja kocha lalki i je posiada lub też planuje podarować którejś z nich dom. Bo Zipp uświadomł mi, że to hobby jest dla mnie. Że nie muszę wcale podziwiać piękna BJD z daleka i że warto spełniać marzenia nawet po latach. Że to nie jest ekskluzywne hobby dla wybranych, ale przestrzeń, w której każdy miłośnik piękna zagrzeje miejsce, a nowi ludzie powinni być przyjmowani z otwartymi ramionami. Takie właśnie miejsce zamierzam tu stworzyć. Chętnie doradzę i pomogę, a także odpowiem na tyle pytań, na ile będę w stanie - wszelkie potrzebne informacje znajdziecie na podstronach wymienionych w kolumnie po lewej.

Na deser najnowsze zdjęcia mojego małego szczęścia. Jego kigurumi zostało wykonane przez cudowną Momo (@themidnightmarionette), której sklep znajdziecie poniżej:
https://www.etsy.com/pl/shop/XIIMarionette




Komentarze

  1. Uwielbiam go, jest jednym z moich ulubionych lalkowych panów. I jeszcze fakt, że jest ostatnią sztuką wykonaną na zamówienie. Bardzo ciekawa historia ogółem :D Ile właściwie czekałaś? Jak jeszcze interesowałam się tematem BJD skutecznie mnie zniechęciło to, że na przyjęcie zamówienia, zrobienie lalki i wysłanie jej czasem czeka się nawet do roku - a akurat nikt nie chciał się pozbyć modelu, który mnie interesował :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Magda!

      Zamówiłam go w lutym, a otrzymałam w sierpniu. Obecnie pół roku to średnia ilość czasu potrzebnego na wykonanie i wysłanie lalki u wielu firm). Na szczęście jakość wykonania Zippa wszystko mi wynagrodziła - widać było, że nie tworzono go w pośpiechu i dobrze, bo o wiele bardziej wolę czekać dłużej i otrzymać dopracowany produkt, niż dostać go szybko, ale z widocznymi ubytkami, szczególnie za taką cenę.

      Usuń
  2. Nie myślałam, że tak źle u nas jest z ludźmi, którzy kochają lalki, i że są tacy niesympatyczni. Osobiście też kiedyś miałam manię, żeby mieć choć jedną jednak nie było mnie na nią stać. U mnie zaczęło się kiedy znalazłam na deviantarcie jakąś dziewczynę, która miała ich kilka. Bardzo mi się podobały, ale jak zobaczyłam ich cenę to stwierdziłam, że mogę się z nimi pożegnać. Było to dość dawno...teraz chyba już mi przeszło, ale gratuluję wytrwałości w osiągnięciu celu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszyscy są niesympatyczni! Bardzo nie chciałabym, żeby mój post tak brzmiał i zniechęcał kogokolwiek do polskiego community. Poznałam parę naprawdę miłych osób, ale też odniosłam wrażenie, że część społeczności jest bardzo hermetyczna i tego właśnie dotyczyła moja opinia.

      Bardzo dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zdecydujesz się powrócić do hobby.

      Usuń
  3. Urzekła mnie jego historia! Jest świetny, zupełnie inny od większości lalek jakie widzę na codzień! Mogę dostać twojego instagrama? *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz! Niestety nie posiadam instagrama. ^^'

      Usuń
    2. Ah szkoda ;; Ale zapraszam na lalkowe grupy na fb!
      https://www.facebook.com/groups/polandooakdollbjdclub/
      https://www.facebook.com/groups/1745608445567003/

      Usuń
  4. Natrafiłam na Twój blog przypadkowo i chociaż jakoś nigdy nie zdecydowałam się na lubienie 1 rodzaju lalek, raczej na to, żeby mieć takie, które mi się podobają, to w pełni popieram Twój wybór - Mysza jest wspaniały! Z zupełnie innych powodów niż Ty- ale też bym go wybrała! Życzę Ci duuuuuuuuuuuuuużo radości z lalkowego hobby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!

      Muszę też przyznać, że bardzo mnie zaciekawiłaś: co przemawiałoby za Twoją chęcią zaadoptowania Myszka? :)

      Usuń
    2. Brzmi przyziemnie- ale ogromnie lubię lalki o nietypowej i niekiedy "dyskusyjnej urodzie", gdybym miała odkładać sporą sumke i czekać na lalkę pół roku- to z pewnością byłby to jakiś zwierzołak- bo dla zwykłej człowiekopodobnej nie traciłabym czasu... Mysiorek jest przeuroczy! tak się ciesze, że u Ciebie ma cudowny i kochający dom

      Usuń
    3. Cieszę się, że u Ciebie również by go miał. :) Niektórzy go uwielbiają, a inni twierdzą, że jest paskudny. Dla mnie jest paskudnie uroczy na swój sposób i nigdy nie żałowałam, że to właśnie na niego się ostatecznie zdecydowałam.

      Usuń
  5. Lata temu przechodziłam fascynację tymi lalkami, a właściwie zdjęciami z nimi na DevianArt, które odkryłam jako nastolatka. Nawet nie wiedziałam, że je się nazywa ABJD, ja znałam je pod określeniem Super Dollfie. Ale nieznajomość nazewnictwa wynika poniekąd stąd, że odpuściłam sobie temat - padłam ofiarą dosłownie wszystkich stereotypów, o jakich pisałaś. Że to drogie (gdy zobaczyłam ceny dochodzące do 2 tysięcy złotych złapałam się za głowę), że to dla snobów, że trzeba je kolekcjonować, inaczej jest się żałosnym na tle innych wielbicieli, którzy mają ich całą szafę... Teraz czytam Twoje posty i przypomina mi się model, który mi zapadł w pamięć. Brzydki jak jasna cholera, mimo że to dziewczynka - miał krzywe oczy i duże uszy. Była to Aurora z Doll Zone: http://www.doll-zone.com/test/pro_detail.asp?id=2063 Jest jednak coś w tej lalce, że mimo jej dyskusyjnej urody wspominam ją do dzisiaj :)
    PS. Teraz przeglądam ich stronę i reflektowałam się, że stad pochodzi też Twój Gray! Najwyraźniej mają tak charakterystyczne lalki, że niejednej osobie zapadają one w pamięć! :)))
    Pozdrowienia,
    Panda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Aurora posiada ogromny potencjał i nie dziwię się, że wpadła Ci w oko. Czasami w takich na pozór nieidealnych lalkach kryje się największe piękno. Niestety, ten model nie jest już przez DZ produkowany, ale mogłabyś spróbować upolować go z drugiej ręki.

      Uleganie stereotypom w tym hobby nie jest natomiast niczym dziwnym, więc nie musisz się tłumaczyć. Ja również wchodziłam w nie z wieloma uprzedzeniami i zdecydowana większość z nich się na szczęście nie potwierdziła.

      Usuń
  6. kocham uszate postaci - a niemalże mityczne
    połączenie Ludzia z Myszą jest nie tylko wielce
    udane ale i chwytające za serce!!!
    cieszę się, że spotkałam Osobę z tak ogromnymi
    pokładami uczucia dla lalek - chętnie będę tutaj
    zaglądać, bo lubię bajkowe klimaty :DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow... gratuluję wytrwałości w spełnieniu lakowego marzenia. Musze przyznać że twój szczurek jakoś magicznie do mnie nie przemawia- może to po prostu wina takiej a nie innej stylizacji (czasem sculpt podoba mi się dopiero wtedy gdy zobaczę go w określonej odsłonie) , ale jestem pełna podziwu dla twojego zaangażowania żeby go kupić. Wiem jak trudno o czymś marzyć i nie mieć środków by to kupić. Mnie całe lata po głowie chodzi Pukifee Ante z Fairyland ale nawet na recast nigdy nie byłoby mnie stać (choć jako "twórczyni rzeczy różnych", akurat takiej opcji nie popieram). Mnie przyszło się zadowolić japońską (chyba?) plastikową lalką w typie małej bjd, którą znalazłam w Chińczyku za 13 zł i przerobiłam na wzór maleństw z Fairylandu. Może kiedyś będę mogła spełnić swoje lakowe marzenie o żywicznej bjd ale coś mi się zdaje, że ktoś musiałby ją najpierw wsadzić do pudła z rzeczami typu "charity" i wrzucić do kontenera na rzeczy używane gdzieś w zachodniej Europie, żeby mogła dotrzeć do ciucholandu w moim mieście gdzie mogłabym ją nabyć! Ha,ha... pomarzyć dobra rzecz, choć nie wykluczam że kiedyś komuś morze się zdarzyć taka sytuacja przez przypadek.

    Pozdrawiam i zapraszam na mój blog (besudolls.blogspot.com) jakbyś chciała zobaczyć jak wygląda mój plastikowy bjdstein..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

2. BJD: plastikowe zabawki czy żywiczne dzieła sztuki?